"Piszę o kobietach, bo lubię przebywać z kobietami. To one fascynują mnie, inspirują i olśniewają. Dlatego piszę o nich książki. Ale moje powieści są adresowane również do mężczyzn, bo chcę, żeby mężczyźni wiedzieli, co tracą, kiedy nie potrafią rozmawiać z kobietami oraz wsłuchać się w to, co mówią."
Było już dobrze po godzinach szczytu. W każdym kolejno podjeżdżającym tramwaju coraz bardziej się rozluźniało. Na tym przystanku znacznie więcej ludzi opuszczało wagony, niż do nich wsiadało. A przecież do końca trasy pozostawało jeszcze daleko. Nadjechała ósemka, a gdy po chwili ruszała w dalszą drogę, wewnątrz wszyscy wygodnie siedzieli. No może oprócz jednego mężczyzny. Stał w rogu z rowerem, przytrzymując go ręką, sam oparty plecami o ściankę.
Justyna, która czekała na ławce pod przystankową wiatą zastanawiała się, skąd o tej porze bierze się tak dużo tramwajów, skoro wszyscy powinni już dawno odpoczywać po pracy w swoich domach. Wydawało się jej, że to mało ekonomiczne. Z drugiej jednak strony pomyślała, że dzięki temu sama będzie miała możliwość dotarcia do domu w ludzkich warunkach. Nikt przecież nie lubi stać przez kilkadziesiąt minut w dusznym, zatłoczonym wagonie wśród przepoconych ludzi.
Justyna spojrzała na zegarek. Za dwadzieścia siódma. Uznała, że ma jeszcze trochę czasu, więc nadal przepuszczała kolejne, pasujące jej tramwaje. Właśnie odjechała wspomniana ósemka, a już po chwili zjawiła się dwunastka. Justyna wiedziała, że Karol zaczeka na nią z kolacją. Jak co dzień usiądą przy jednym stole około wpół do ósmej i udawać będą, że wszystko jest w porządku, jak dawniej.
Ostatnio wychodziła od Bartka coraz wcześniej, ale wcale jej do domu nie było spieszno. Lubiła przechadzać się ulicami lub posiedzieć na przystanku i poobserwować ludzi. Nie potrafiła tego wyjaśnić, ale dłuższe przebywanie z Bartkiem stawało się dla niej trudne, jakby z każdym dniem mieli sobie coraz mniej do powiedzenia. A może było tak od samego początku, tyle że na rozmowy nie przeznaczali zbyt dużo czasu? Namiętność okazywała się tak wielka, że gdy tylko przestępowała próg jego mieszkania, wówczas niemal od razu, jak to się zgrabnie mawia, przystępowali do rzeczy.
Justyna przypomniała sobie ich pierwsze u niego spotkanie. Jeszcze nie wiedziała, czy tego chce, jeszcze nic do niego nie czuła. Po prostu musiała to zrobić, dla zasady. Jak nie z nim, to z kim innym. Myślała, że godzi się na zwykły, wyrachowany seks. Tyle że Bartek niespodziewanie okazał się bardzo czułym i delikatnym facetem, z którym nie umiała tego robić tak po prostu. Pieścił ją i obdarowywał cudownymi, ciepłymi pocałunkami. Intuicyjnie odpłacała mu tym samym. Za każdym razem było inaczej, więc wciągała się w tę niebezpieczną grę coraz bardziej.
Justyna nie potrafiła zrezygnować z kolejnych spotkań. Z jednej strony przez ciekawość, jak będzie tym razem, a z drugiej zapewne już poprzez pogłębiające się uzależnienie. Ale czy łączyła ich miłość, tego nie wiedziała. A jeśli nawet, to czy właśnie dobiegała końca i dlaczego? Stąd ostatnio coraz częściej po wyjściu od Bartka musiała ochłonąć, pobyć trochę w samotności przed powrotem do domu. Próbowała się pozbierać i nabrać do wszystkiego, co działo się w jej życiu przez ostatni rok, jakiegoś dystansu. Wiedziała, że posunęła się już za daleko. Gdzieś po drodze zagubiła swą wrodzoną szczerość i uczciwość, a przede wszystkim własny spokój. Teraz krzywdziła zarówno Karola, jak i Bartka, wobec którego, gdyby spojrzeć z boku, zachowywała się jak pospolita prostytutka. Bo kim jest kobieta, która po akcie miłosnym od razu zbiera swoje rzeczy i niemal natychmiast bez słowa opuszcza zdezorientowanego kochanka? Wprawdzie Justyna nigdy od Bartka nie brała ani pieniędzy, ani też nie otrzymywała żadnych prezentów, ale jej zachowanie mówiło samo za siebie.
* Jeśli już się zapisałaś/eś na newsletter, wpisz swój email i kliknij "Zapisz mnie!" aby się zalogować i przeczytać cały tekst.