"Piszę o kobietach, bo lubię przebywać z kobietami. To one fascynują mnie, inspirują i olśniewają. Dlatego piszę o nich książki. Ale moje powieści są adresowane również do mężczyzn, bo chcę, żeby mężczyźni wiedzieli, co tracą, kiedy nie potrafią rozmawiać z kobietami oraz wsłuchać się w to, co mówią."
Z przyjemnością odnotowałem, że kilka dni temu TVP1 zaprezentowała na swojej antenie film Nikity Michałkowa pt. „12”. Wprawdzie odbyło się to w godzinach dość późnych, bo emisję rozpoczęto przed północą, ale zawsze… Nie będę wybredny.
Moim zdaniem wszystko, czego dotknie się Michałkow zamienia się w złoto. I słusznie nazywany jest on rosyjskim Spielbergiem. Nie rozumiem tylko, dlaczego w Polsce osoby odpowiedzialne za repertuar w kinie i telewizji tak rzadko to dostrzegają. A przecież takie dzieła, jak „Spaleni Słońcem”, „Cyrulik syberyjski” czy właśnie „12” zdobywały laury na wielu prestiżowych festiwalach. Na przykład „12” został uhonorowany Nagrodą Specjalną Jury na festiwalu w Wenecji, bodajże w 2007 roku.
Michałkow nie krył, że do nakręcenia „12” zainspirował go amerykański film „12 gniewnych ludzi” Sidney’a Lumeta (premiera 1957 r.). Jednak scenariusz został po mistrzowsku zaadaptowany do realiów współczesnej Rosji, w czasy konfliktu rosyjsko-czeczeńskiego. Jest to przede wszystkim niezwykle pouczająca historia o szowinizmie, sumieniu, egoizmie i nieposzanowaniu ludzkiego życia.
Jeśli już piszę o Michałkowie, to chciałbym podkreślić, że jest on także wybitnym aktorem. Gra w większości wyreżyserowanych przez siebie filmów. Najczęściej są to wspaniałe kreacje drugoplanowe. Moją ulubioną postacią, w którą się wcielił jako aktor jest konduktor z „Dworca dla dwojga”.
Pokazując „12” TVP1, świadomie lub nie, zrobiła ogromną frajdę miłośnikom dobrego kina. Jeśli nie oglądaliście, to koniecznie gdzieś wypożyczcie. Naprawdę warto!
Piotr Kołodziejczak